Theme by Kran

wtorek, 1 listopada 2016

#2 - Odór papierosów

Starałam się odpowiadać Serafinowi zdawkowo, odpisywałam mu co jakieś dziesięć minut. On w tym czasie zasypywał mnie mnóstwem wiadomości. Jednak kiedy nadszedł czas na obiad, pożegnałam się i już potem nie włączałam facebooka, nawet mobilnie.
Antek wreszcie wrócił do domu. Gdy siedzieliśmy wszyscy przy stole, miałam ochotę ułożyć mu te sterczące na wszystkie strony, rude włosy.
Antonii był moim bratem bliźniakiem, chociaż tak naprawdę nie istniało między nami żadne podobieństwo, nie licząc odziedziczonego po ojcu kolorze włosów – rdzawo rudych kudłów – oraz oczu po matce – piwnych, kocich ślepi. Często porównywano nas do niesfornych kociaków, zwłaszcza wtedy, kiedy byliśmy mali i spędzaliśmy czas na przynoszeniu do domu porzuconych kłębków futerka. Wciąż pamiętałam, jak chowaliśmy je w garażu.
Antek poszedł do szkoły do innego miasta, spełniając swoje ambicje o zostaniu matematykiem. Wciąż nie rozumiałam, dlaczego moją rodzinę tak bardzo pociągały liczby. Mama księgowa, ojciec architekt psich bud, brat przyszły matematyk... Tylko ja wolałam siedzieć w językach obcych.
— Babcia ma zamiar kupić kolejnego psa — rzucił tata.
— Niedługo nie wyrobi z tym, który jak się wabi — skomentował Antek, kręcąc głową z dezaprobatą.
— Przynajmniej nie jest samotna — stwierdziłam, wzruszając ramionami.
Wieczór upłynął mi na nauce na kartkówkę z rosyjskiego, nawet kiedy kładłam się już spać, przed oczami miałam słowa wypisane cyrylicą.

***

Do szkoły weszłam jak zwykle dwadzieścia minut przed pierwszym dzwonkiem. Rude kłaki związałam w kucyk, teraz już mokry od padającego śniegu. Nie nosiłam czapek, a jednak kawałek od przystanku przejść musiałam.
W szatni było już kilkoro zmoczonych osób, którzy podobnie jak ja nie przepadali za czapkami i szalikami. Nie zostałam jednak razem z nimi; zmieniwszy buty poczłapałam pod klasę.
Na korytarzach już siedziało mnóstwo dzieciaków, bardziej lub mniej mokrych. Wszyscy z kimś rozmawiali, nie zwracając na mnie żadnej uwagi.
Przysiadłam sobie na ławce dość sporo oddalonej od najbliższej parki i w końcu wyjęłam telefon, aby sprawdzić przeklętego facebooka.
Oczywiście Serafin wysłał mi kilka wiadomości, jednakże postanowiłam je zignorować. Przeglądałam sobie posty, aż nie usłyszałam krzyków dochodzących z męskiej toalety.
Odwróciłam wzrok w stronę zamkniętych drzwi, nie do końca wiedząc, co powinnam zrobić: zostać na miejscu, uciec, czy może zainterweniować? Nie miałam jednak czasu na wybór, ponieważ pomieszczenie opuścić zdenerwowany chłopiec. Miał zaciśniętą szczękę i pięści. W przejściu stał nie kto inny, jak Serafin.
Mogłam iść do pokoju nauczycielskiego i naskarżyć, jednak czy cokolwiek by to dało.
Ciemnowłosy włożył do ust zapalonego papierosa i zaciągnął się, wychylając do tyłu, aby koledzy mogli przybić mu piątkę. Jednodniowy zarost dodawał mu pazura, lecz całość prezentowała się trochę upiornie, zwłaszcza w połączeniu z czarnymi ubraniami.
Trójka najniegrzeczniejszych chłopców wyszła ot tak, ale Serafin nawet nie zwrócił na mnie uwagi. Siedziałam tak z uniesionymi brwiami, aż ostatni nie rzucił do mnie:
— Cicho sza, Kocurku.
Więc to byli koledzy Serafina, z którymi siedział, kiedy miauknęłam.
Postanowiłam się nimi nie przejmować, a mojemu nowemu „koledze" nie odpowiadać. Ani na wiadomości, ani w rzeczywistości.
Trwałam w tym planie aż do ostatniego dzwonka. Miałam jeszcze godzinę do autobusu, postanowiłam poczekać w szkole, aby nie marznąć na przystanku. Wtedy też Czarna Owca przypomniała sobie magicznie o moim istnieniu.
— Cześć, Melka — przywitał się jakby nigdy nic, przysiadając obok mnie razem ze swoją świtą. Śmierdział fajkami na kilometr. — Chcesz zapalić?
Odpowiedziałam mu milczeniem, nawet nie obdarzając go spojrzeniem. Wcześniej on ignorował mnie, teraz ja będę ignorować jego.
— Ej, jesteś na mnie zła? Dlaczego? — Przysunął się jeszcze bliżej i dmuchnął we mnie dymem.
Nie wytrzymałam. Odwróciłam się, wyrwałam mu papierosa z dłoni i nim zdążył wstać, już biegłam do łazienki, aby go zgasić. Potem niedopałek wylądował w koszu.
— Co to miało, kurwa, znaczyć?! — wrzasnął, stojąc przed drzwiami do toalety. Wyszłam, zamknęłam je i wyminęłam go. — Odpowiedz mi, do jasnej cholery!
Serafin pociągnął mnie za rękę z taką siłą, że stanęłam z nim twarzą w twarz, chociaż nie chciałam. Jego ciemne oczy zabarwiła wściekłość.
— Halo, mowę ci odebrało, czy nie rozumiesz po polsku? — Jego palce miażdżyły mój nadgarstek.
— Śmierdzisz — rzuciłam tylko, próbując się wyrwać. Szkoda, że na marne.
— Wiesz, co, Melciu? Nie sądziłem, że będziesz miała taki cięty język. Może jednak trzeba zwracać na ciebie większą uwagę?
— Daj mi święty spokój! — Oswobodziłam się i spojrzałam mu w oczy. — Jeżeli chcesz się ze mną zadawać, musisz...
— Właśnie o to chodzi, że nic nie muszę. — Wyjął z kieszeni paczkę papierosów, wyjął fajka i znów włożył go sobie do ust. — Widzisz, mogę nawet palić na terenie szkoły, a i tak nikt nie zwróci na to uwagi.
— Wszystko się nagrywa. Mogę iść do dyrektora i cię udupić.
— Myślisz, że zasięg tych kamer sięga w najdalsze zakamarki? — Parsknął śmiechem. Poczułam za plecami obecność jego kolegów. — Jesteś trochę naiwna.
— Autobus mi ucieknie — rzuciłam, odwracając się, by ruszyć dalej, ale drogę torowało mi dwóch osiłków.
— Zrób jak kotek, a puszczę cię wolno.
Przełknęłam ślinę.
Dlaczego nie mógł być po prostu nachalny tak jak wczoraj? Dlaczego udawał takiego przymilnego? Dlaczego w to uwierzyłam?
Znałam Serafina. Widziałam, jak zaciska pięści i bez litości raz za razem uderza w twarz chłopaka, który odebrał mu dziewczynę. Gdy tamten się przewrócił, Gliński wciąż nie dawał za wygraną. Najgorsze jednak było to, że nikt nie był w stanie go powstrzymać. Wszystkich sparaliżował strach, czas jakby się zatrzymał. Dopiero czwórka nauczycieli zdołała odciągnąć czarnowłosego od biednego, pobitego chłopca. Ten niewinny jegomość wciąż leżał w śpiączce.
Serafin był niebezpieczny. Jego maska słodkiego chłopca była tylko po to, bym zwróciła na niego uwagę, bym wiedziała, że istnieje i że jeżeli będzie chciał, to sobie mnie weźmie. Tylko czy aby na pewno chciałam brać udział w jego maskaradzie?
— Miau — wyjęczałam, a koledzy Czarnej Owcy momentalnie zniknęli z mojego pola widzenia.
Pobiegłam przed siebie tak szybko, jak jeszcze chyba nigdy.

***

W domu nie chciałam z nikim rozmawiać. Zaczęłam zadawać się z chorym zboczeńcem, popaprańcem. Nie, to on zaczął zadawać się ze mną. Ja chciałam tylko spokojnie przejść przez życie.
Antek cicho wślizgnął się do mojego pokoju, przysunął sobie krzesło i usiadł przed łóżkiem, na którym leżałam, wpatrując się w sufit. Dziękowałam Bogu za weekend.
— Ej, siostra, coś się stało? — zapytał troskliwie.
Chociaż Antonii miewał dni wiecznego focha, zawsze mogłam na niego liczyć. Ponoć bliźnięta czują, kiedy z drugim jest coś nie w porządku, Antek potrafił wyczuć, gdy potrzebowałam otuchy.
— Czy jeżeli ci powiem, że napalił się na mnie zboczony fetyszysta, będziesz w stanie mi pomóc? — Spojrzałam w jego złotawe oczy.
— Nie uwierzyłbym ci, zawsze trzymasz się z daleka od podobnych typków.
Zakryłam twarz poduszką i głośno zajęczałam.
Wieczorem jednak dostałam krótką wiadomość na facebooku o treści „przepraszam".